Mrówko

Może każda kobieta ma w sobie wulkan? Jest nieczynny, dopóki nie ma potomstwa. Jak wulkany na Islandii, tak pięknie sfotografowane ostatnio przez mojego brata. A gdy pojawia się dziecko, wulkan budzi się ze snu. Jest aktywny i gotowy w każdej chwili na wybuch.

Na przykład taka sytuacja: prowadzę wózek, dzień szary i spokojny, z pobliskiego kościoła dobiega tylko cisza, czasem przejedzie drogą jakiś samochód. Myślami jestem… To temat na inną notkę. I nagle widzę mrówkę na udzie śpiącej Zoi.

„Mrówko, ważko, biedronko” – powinnam pomyśleć po staremu, recytując w głowie Twardowskiego.

„Spierdalaj, pizdo” – cedzę. Chwytam mrówkę i zgniatam ją w palcach. Jeszcze przez chwilę czuję prawdziwy wkurw, skok ciśnienia we wnętrzu wulkanu. Czuję, jak faluje w nim lawa, gorąca, głęboka, gotowa na wszystko. Ot, matczyna miłość.

 

*

Mrówko co nie urosłaś w czasie wieków
ćmo od lampy do lampy
na przełaj i najprościej
świetliku mrugający nieznany i nieobcy
koniku polny
ważko nieważka
wesoło obojętna
biedronko nad którą zamyśliłby się
nawet papież z policzkiem na ręku

człapię po świecie jak ciężki słoń
tak duży, że nic nie rozumiem
myślę jak uklęknąć
i nie zadrzeć nosa do góry
a życie nasze jednakowo
niespokojne i malutkie


Opublikowano

w

przez

Tagi: