Atelier

Marzy mi się pracownia. Jakieś poddasze, do którego tylko ja miałabym klucz. Krzywy, zardzewiały – żeby nikt nie zgadł, jak wspaniałe miejsce otwiera.

Atelier. Płótna, pachnące płyty pilśniowe, otwarte okno. Bobki wyschniętych farb, wyciśniętych wczoraj, kiedy do późnej nocy malowałam portret. Nieporządek.

Na co dzień muszę mieć wszystko poukładane. A w pracowni byłby nieład. Brudny fartuch, w kąt rzucona sukienka. Plamy na skórze i żadnego stresu, że coś się pobrudzi. Wszystko byłoby brudne, kolorowe.

Jednej osobie dorobiłabym klucz.


Opublikowano

w

przez

Tagi: