Na Westerplatte zawsze jest ruch. Dobiegłam do przejścia dla pieszych i zatrzymałam się, czekając aż przejadą samochody. Nagle uslyszałem z prawej strony pytanie: – Można teraz przejść?
Popatrzyłam na prawo: wysoki chłopak, cholernie przystojny, trochę chyba młodszy ode mnie, w ciemnych okularach, z białą laską w ręce. Patrzy przed siebie.
– Nie – mówię szybko.
Czekamy. Czuje, że coś zaciska mi gardło. Przejeżdżają samochody.
– Teraz można.
Przechodzimy przez ulicę. Idę obok niego. Powoli. Przesuwa laskę po asfalcie, stawia małe kroki. Jadące samochody zatrzymują się czekając aż przejdziemy. W końcu dociera do krawężnika, wchodzi na chodnik. Samochody ruszają.
– Dziękuję – mówi przed siebie i nagle odwraca się w moją stronę, jakby mnie widział: – Miłego dnia życzę.
– Wzajemnie.
Odruchowo chcę powiedzieć „do widzenia”
i gryzę się w język.
*
Druga strona ulicy Westerplatte była taka kolorowa, jasna i pełna życia jakiej nigdy jeszcze jej nie widziałam. Jakbym nagle otworzyła oczy.