Góry

Wspaniały dzień w górach, najbliżsi, przezroczyste powietrze, tupanie na żmije, tańce, kłótnie, wygłupy, dyskusje. I pobudka wcześnie rano następnego dnia, by zdążyć na szczyt. Babia Góra nie ma nawet dwóch tysięcy metrów, ale na szlaku może zdarzyć się wszystko.

Zdarzyła się śmierć.

Przypomina mi się „Modlitwa za Owena” Johna Irvinga. Uczysz się czegoś całe życie i nie wiesz, że los już zaplanował, kiedy będziesz tych umiejętności potrzebować. Umierający człowiek leżał pod uciskami B. i G. A moja mama tuliła wnuczkę umierającego człowieka. Wnuczka miała pięć lat i mówiła: Mój tata będzie smutny, że dziadek zasłabł. A moja mama pytała ją o ulubione piosenki, głaskała po główce i odwracała uwagę od akcji ratunkowej. Wszyscy wiedzieli, co robić.

G. pokiwał głową, że to się nie uda. Ludzie stali i się gapili, dokładnie tak, jak ktoś napisał w komentarzu na forum. Przyleciał helikopter, były wstrząsy, zastrzyki, partnerska praca zespołu. Ale śmierć nie chciała odejść. Była tam z nami półtorej godziny.

– Pomożecie znosić ciało? – zapytał GOPR-owiec.

Ale B. i G. byli już zbędni. Zmęczeni, zamyśleni, zostawialiśmy Babią za plecami. Odwróciłam się: folia przykrywająca zwłoki srebrzyła się w słońcu.

 


Opublikowano

w

przez

Tagi: