INDIANIE

Wczoraj spotkałam tak zwanego „starego znajomego”, z którym spędziłam pół dnia. To indianista i z niemałą dumą pochwalił się tipi wybudowanym w sadzie. Człowiek musi czasem zrobić coś dzikiego… Ja przynajmniej muszę:) Zrobiliśmy kompot z agrestu: ognisko + przypalony garnek + woda ze studni + drewienka odłupane przy rzeźbieniu indiańskiego totemu + zapałki + nazbierany na czas agrest + cukier… Naprawdę nie było złe:))) No i oczywiście ulane na ziemię parę kropel dla przodków…
Podoba mi się, że ludzie łamią konwencje. Że pomimo siwych włosów, mój przyjaciel biegał z łukiem dookoła sadu i polował na motyle. Czarodziej:)


Opublikowano

w

przez

Tagi: