PORTRET

Zawsze chcę malować. To odruch atawistyczny. Zaraz cię namaluję.  Kiedy będę malowała twoją twarz, będę mogła się do niej nachylić. Bezwstydnie. Na początek wygładzić ją ręką.

Kiedy będę malować twoje dłonie, w których słyszę nokturny, a które zupełnie do ciebie nie pasują, będę mogła intensywnie myśleć o tym, że te ręce są ze mną.

Farby i pędzle. Albo ołówek. Kartka. Jedyna droga przezwoicie nieprzyzwoita. Stoję przed sztalugą naga.

Kiedy jesteś taki namalowany, dopieszczam cię. Każde załamanie skóry. Robię to tak długo, aż zepsuję. Aż nadam twojemu spojrzeniu wyraz, który mówi: daj spokój.

Wtedy kończę. Jesteś bezbronny na tej kartce. Płaski, ograniczony. Ale jaki byłbyś w słowach? Jeszcze mniej prawdziwy. Słowa są od A do Z. A Ty jesteś między Z i A. Dlatego nie piszę o tobie, bo tego co robię teraz, nie można nazwać pisanie, nawet nie próbuję. Namaluję cię.


Opublikowano

w

przez

Tagi: