Amulety

„Przed lustrem w sypialni rodziców leżała różowa muszla. Zbliżałem się do niej na palcach i nagłym ruchem przytykałem do ucha. Chciałem złapać ją kiedyś na tym, że nie tęskni jednostajnym szumem. Chociaż byłem mały, wiedziałem, że nawet jeśli kogoś bardzo się kocha, czasem zdarza nam się o tym zapomnieć”.  Z. Herbert

Na pewno Herbert nie przyłapał tej różowej muszli na niekochaniu. Tej, ani żadnej innej. Muszle są pod tym względem lepsze od człowieka ;) I dlatego mogą być amuletami. Trochę ich ostatnio zrobiłam. Znowu :) Wcale nie mam więcej czasu, po prostu ciągnie mnie do nich i mogę nawet zarwać noc, żeby dokończyć swój pomysł. Rodzą się pod wpływem mojego nastroju, wszystkie mają swoje nazwy, każdemu poświęciłam tyle czasu, że noszę go potem na szyi jak starego przyjaciela. Zbędne tasiemki, rzemyki, koraliki, serwetki, muszelki, w których wiercę dziurki… Od sklepowych naszyjników zdecydowanie wolę własne. Bo to są amulety.

I jeszcze na przykład ten… Na deszczowy dzień.

I jeszcze ten, mój ulubiony.

I jeszcze jeden… Dla Weroniki.

I jeszcze inne nastroje na szyje :)



Opublikowano

w

przez

Tagi: