Kalendarz

O czym mam napisać wstęp do gazety? Tyle rzeczy cieszy albo denerwuje, ale początek roku to moment dość specyficzny…

Kalendarz!

Towarzysz wszystkich dni. W styczniu jeszcze bezgrzeszny i schludny. Po 365 dniach nasycony przygodami, całym mnóstwem wydarzeń, pomysłami… i grubszy o bileciki, kartki czy wizytówki powtykane pomiędzy terminy. Mam na myśli kalendarz książkowy, bo ścienny to suma dwunastu obrazów, pod którymi co najwyżej można brać w kółka daty urodzin. Ścienny to kwestia sztuki (prócz trywialnego i sprośnego kalendarza Falubazu… O! Mam już o czym pisać!!!), a książkowy to umysł: planowanie, punktowanie, notowanie…

Ścienny kalendarz ma artystyczne oblicze, ale jest powierzchowny. Książkowy to już zupełnie inna historia… I ze względu na tę historię… ciężko wyrzucić stary kalendarz, prawda? Choć na nowy patrzy się… z nadzieją i ciekawością.

Życzę Wam, by Wasze kalendarze były wypełnione wspaniałymi wydarzeniami, wielkimi planami rozpisanymi z rozmachem, ale i roztropnie.

To na „dni robocze”.

Czerwone kartki świąt niech pozostaną… wolne.

Mam już wizję tekstu, będzie łatwy i równy, ale konkretny. Rektor mnie nie pogoni za to wydanie!

A tutaj… tutaj mogę nie wstydzić się melancholii, splinu czy innych uciech;) Bo czasami są w głowie takie głupstewki, które natrętnie domagają się napisania i przez moment wydają się najważniejsze na świecie – i wtedy dobrze mieć pod ręką taki oto kalendarz… Bloga;)


Opublikowano

w

przez

Tagi: