Dziwię się, że jeszcze tętni muzyka. Dziwię się, że kręcą się ruchome głowy i błyskają „ełrolajty”. Dziwię się, że kula lustrzana wiruje nad głowami tańczących ludzi, jest przecież napędzona silnikiem.
Patrzę na te opalone ramiona kobiet i mężczyzn, uniesione w górę, plątające się między sobą, pewnie w dużej części celowo.
I dziwię się, że nie padł prąd.
Siedzimy obok siebie, a między nami milion elektrycznych wyładowań. Sięgnięcie po kieliszek, poprawienie fryzury, wyprostowanie pleców, a nawet cień uśmiechu – to wszystko powoduje napięcie wartości miliona woltów. Które produkuje jak elektrownia, a wysyła prosto we mnie. Powinno się go izolować, powinien mieć własne rozdzielnie na smyczy, bez których nie ruszałby się z domu. Opowiada coś, zerka śmiało, zwodniczo emabluje. Wie, że jest władcą, koronowanym przez samego Alessandra Voltę.
Postanawiam, że wyjdę stąd, zanim nastapi jedno wielkie power failure. Albo coś gorszego.
Pod prąd
przez
Tagi: